Nie zmienię się, to nie mój świat…
Nie ukrywam, że ten tekst jest dla mnie osobiście trudny. Pewną inspiracją jest dla mnie sztuka, którą dziś w BDK wystawi grupa teatralna BEZ SPINKI z Domu Kultury w Wojciechach, zatytułowana „DON KICHOT". Tytułowy bohater nie jest tu pogromcą wiatraków, lecz obrońcą bliskich nam wszystkim ideałów życiowych i… zabrzmiało bardzo podobnie. Ale po kolei.
[w tekście zawarłem cytaty jednego z moich rozmówców]
Troska o siebie oraz uczciwość wobec samego siebie wymagają uregulowania kilku spraw, które zaistniały na blogu. Zanim nie jest za późno, rezygnuję z misji błędnego rycerza, spieszącego na ratunek pokrzywdzonym i biednym. Czas na zmianę.
Jak bumerang powraca do mnie „Dezyderata”, czyli umiejętność odróżniania spraw, na które mam wpływ od tych, które są poza moim zasięgiem. Nie widzę potrzeby powtarzania tego, co napisałem w jednym z poprzednim moich postów.
Możesz nie angażować się w działania... i pozostaniesz w miejscu, w którym jesteś.
Nie liczy się – jak w lutym – strach przed konsekwencjami tego, że jasno i wyraźnie wyrażam swoje zdanie na tematy samorządowe. Osoby, których działania opisuję znają mnie i moje nazwisko.
Tym razem chodzi o wewnętrzny konflikt. Z jednej strony z własną naturą trudno wygrać, bo oszukiwanie samego siebie na dłuższą metę jest niemożliwe, a jeśli się „uda”, to dzieje się to utratą szacunku do samego siebie. Z drugiej zawsze miałem postawę Don Kichota, włączałem się w sprawy, które uważałem za słuszne, w które wierzyłem. Nie zawsze rozumiałem tych, którzy mówili jedno, a robili zupełnie coś innego. To niesie z sobą konsekwencje… Życie wciąż uczy mnie, że kiedy dochodzi do starcia, wygrywa polityka i troska o własną wygodę, interes.
Tym razem chodzi o wewnętrzny konflikt. Z jednej strony z własną naturą trudno wygrać, bo oszukiwanie samego siebie na dłuższą metę jest niemożliwe, a jeśli się „uda”, to dzieje się to utratą szacunku do samego siebie. Z drugiej zawsze miałem postawę Don Kichota, włączałem się w sprawy, które uważałem za słuszne, w które wierzyłem. Nie zawsze rozumiałem tych, którzy mówili jedno, a robili zupełnie coś innego. To niesie z sobą konsekwencje… Życie wciąż uczy mnie, że kiedy dochodzi do starcia, wygrywa polityka i troska o własną wygodę, interes.
Przypięto mi już łatkę "niewygodnego".
Taka postawa sprawia, że w końcu zostajesz sam. Może kiedyś będzie czas, by napisać o tym więcej.
Dzisiaj mogę napisać tylko tyle, że taka moja postawa powoduje, że na własnej skórze poznałem, jaką siłę działania mają ci, którzy mają władzę. Zarówno na polu zawodowym, jak i osobistym. Kiedy mówisz głośno i dotyczy to polityków, konsekwencje odczujesz na swojej skórze. Nawet jeśli nie w wyniku bezpośrednich działań, to poprzez przypiętą przez nich łatkę. Stałem się niewygodny.
Dzisiaj mogę napisać tylko tyle, że taka moja postawa powoduje, że na własnej skórze poznałem, jaką siłę działania mają ci, którzy mają władzę. Zarówno na polu zawodowym, jak i osobistym. Kiedy mówisz głośno i dotyczy to polityków, konsekwencje odczujesz na swojej skórze. Nawet jeśli nie w wyniku bezpośrednich działań, to poprzez przypiętą przez nich łatkę. Stałem się niewygodny.
Kolejny cel osiągnięty.
Wierzyłem, że zmiana w lokalnej polityce jest możliwa. Nie mam na myśli wyłącznie zmiany osób, ale zmianę mentalności. Wierzyłem, że zmiana na szczytach bartoszyckiej polityki sprawi, że zamiast budowania układów za wszelką cenę, liczyć się będzie dobro Bartoszyc, będzie można pięknie się różnić, że współprac czyni cuda, a mimo tego w istotnych sprawach można zachować swoje zdanie. Wierzyłem, że „rozsądek jest wskazany”, ale zastanawiałem się, czy „osiągalny w tej durnej gminnej polityce?”
Zaangażowanie w kampanię wyborczą to był mój pomysł, sposób na ruszenie z miejsca. W chwili, kiedy nie przedłużono mi umowę o pracę, motywując to „atmosferą, która jest wokół mnie”.
Zaangażowanie w kampanię wyborczą to był mój pomysł, sposób na ruszenie z miejsca. W chwili, kiedy nie przedłużono mi umowę o pracę, motywując to „atmosferą, która jest wokół mnie”.
W czasie kampanii skupiłem się na pokazywaniu prawdy o kandydatach, szczególnie dwóch najsilniejszych. Fakty, które o sytuacji w powiecie poznaliśmy po wyborach tylko potwierdziły moje doświadczenia.
Zdecydowaliście, że trzeba zaufać Piotrowi Petrykowskiemu. Moją faworytką była Katarzyna Basak, którą znam osobiście, a największym atutem była jej deklarowana niezależność polityczna. Druga tura pokazała rzeczywistość, a przejście do koalicji wspierającej burmistrza po trzech miesiącach kadencji pozbyło mnie wszelkich wątpliwości.
Cel jest bardzo wzniosły i nakierowany na zmianę sposobu myślenia Bartoszyczan, ale i ogółu, o nas i mieście.
Dokonaliśmy kilku zmian, a inne dokonały się poza naszym udziałem.
Jedną ze zmian, która dokonała się poza naszym (mieszkańców) udziałem i niosła z sobą nadzieję, była zmiana na stanowisku redaktora naczelnego lokalnej gazety. W moim odczuciu z pisma zaangażowanego politycznie, gazeta miała stać się apolityczna. Jak to jest obecnie, niech każdy oceni sam.
Jedną ze zmian, która dokonała się poza naszym (mieszkańców) udziałem i niosła z sobą nadzieję, była zmiana na stanowisku redaktora naczelnego lokalnej gazety. W moim odczuciu z pisma zaangażowanego politycznie, gazeta miała stać się apolityczna. Jak to jest obecnie, niech każdy oceni sam.
Zmienił się też układ sił, jeśli chodzi o Radę Miasta, ale i Radę Powiatu. Radni związani z PO w obu samorządach stali się opozycją. Mniej, lub bardziej skuteczną.
Osobiście nie kryję rozczarowania pierwszymi decyzjami nowego Burmistrza i jego otoczenia. Podobnie jak tym, co mamy okazję widzieć na sesjach Rady Miasta (o czym pisałem) oraz powiatu. Dane słowo przestaje mieć znaczenie. Liczy się budowanie koalicji, poparcia, izolowanie polityczne oponentów.
Polityka bywa brutalna i – w mojej, subiektywnej ocenie – mamy okazję oglądać swego rodzaju polską wersję „House of Cards”. Dodatkowo umiejętny PR potrafi sprzedać nawet przysłowiowe g**no, opakowując je sreberkiem.
Polityka bywa brutalna i – w mojej, subiektywnej ocenie – mamy okazję oglądać swego rodzaju polską wersję „House of Cards”. Dodatkowo umiejętny PR potrafi sprzedać nawet przysłowiowe g**no, opakowując je sreberkiem.
Podjąłem próbę zmiany kierunku treści, które poruszałem na blogu, zachęcając Was, mieszkańców do aktywności. Warto wzywać do aktywności obywatelskiej. Ale czy to rzeczywiście jest mieszkańcom potrzebne?
W Dzienniku Urzędowym Województwa Warmińsko-mazurskiego opublikowano uchwały związane z obywatelską inicjatywą uchwałodawczą oraz budżetem obywatelskim. Wkrótce wejdą w życie.
Przede wszystkim chodzi o realizację prawnego obowiązku stałego relacjonowania wykonywania zadań instytucji publicznej.
Pierwszy z moich pomysłów, które podjąłem, ale ich realizacja wymaga udziału mieszkańców, to projekt zmian w Statucie w ramach obywatelskiej inicjatywy uchwałodawczej. Chodzi przede wszystkim o „realizację prawnego obowiązku stałego relacjonowania wykonywania zadań instytucji publicznej”, choć w nieco szerszym niż obowiązujące prawo zakresie. Projekty uchwał i protokoły z sesji publikuje powiat. Miasto nie.
Jak powiedziała jedna z ważnych w lokalnej polityce osób, władze i radni nie mogą zapomnieć, że „teraz wszystko widać i tłumaczyć trzeba ludziom”. Dotychczas nie zebrałem pięciu osób, które utworzyłyby Komitet, co jest warunkiem złożenia projektu i zbierania podpisów. Powody odmowy były różne, choć skupiały się wokół wspólnej myśli. Wyrażając ją publicznie otrzymałem – w mojej ocenie – zawoalowaną opinię, że wynikać to może z faktu, że nie podoba im się inicjator projektu. Być może, bo jest to pochodna mojej postawy.
Złożyłem więc pismo skierowane do Burmistrza, Rady i Komisji ds. wniosków, skarg i petycji, która na 8 kwietnia zaplanowała posiedzenie. Nie wiem, jak wyglądać będą jej losy. Wygląda na to, że tylko ja widzę potrzebę takiej inicjatywy. Nikt więcej nie chce, by zwiększyć zakres publikowanych w BIP informacji. Zainteresowana poparciem jest tylko jedna z osób zasiadających w Radzie Miasta.
Złożyłem więc pismo skierowane do Burmistrza, Rady i Komisji ds. wniosków, skarg i petycji, która na 8 kwietnia zaplanowała posiedzenie. Nie wiem, jak wyglądać będą jej losy. Wygląda na to, że tylko ja widzę potrzebę takiej inicjatywy. Nikt więcej nie chce, by zwiększyć zakres publikowanych w BIP informacji. Zainteresowana poparciem jest tylko jedna z osób zasiadających w Radzie Miasta.
Nie tylko ja mam taką trudność. Została zainicjowana grupa ODPOWIEDZIALNI MIESZKAŃCY - Bartoszycki Komitet Inicjatyw Uchwałodawczych. Również jest problem z powołaniem Komitetu.
Drugie działanie związane z budżetem obywatelskim. Zaproponowałem pomoc – w miarę moich możliwości czasowych – w przygotowaniu waszych pomysłów. Nie mam żadnego zgłoszenia. Czy to oznacza, że Waszym zdaniem w Bartoszycach nie ma nic do zrobienia? A może burmistrz ma rację używając sformułowania, że niektórzy mówią: "nie zapiszemy się do tego komitetu, bo nam się nie podoba inicjator owego"? Nie ma to w tym momencie żadnego znaczenia.
Podejmując różne wyzwania wiem, że nie często mogę liczyć na wsparcie.
Nie ma sensu pisanie dla samego pisania. Czas na zmianę. Chyba najtrudniejsze w tym, że podejmując różne wyzwania wiem – ale to jest trudne osobiście – że nie często mogę liczyć na wsparcie. Wręcz odwrotnie, kiedy trzeba pod czymś się podpisać, rodzi się problem. Przykładem z ostatniego czasu jest choćby sprawa, w którą zaangażowałem się po zawieszeniu bloga: oddziału chorób płuc. Efekty tego są mizerne. Nie chcę wierzyć że dlatego, że jestem z tematem pośrednio związany. Jednak przynajmniej mam spokój sumienia, że zrobiłem to, co możliwe, na co miałem wpływ.
Wszystko to, co poruszyłem w tym felietonie sprowadza się do jednego. Nie widzę dalszej potrzeby umierania na sztandarach. Muszę wierzyć w to, co robię. Nie mam wpływu na politykę i polityków, dlatego postaram się poruszać tematy samorządowe w ograniczonym zakresie. Jeśli możliwe są jakiekolwiek zmiany, nie dokona ich jeden człowiek.
Jednak jak wspomniałem, natury nie oszukam. Będę włączał się w sprawy, które uznam za słuszne, jednak z innych, niż polityka dziedzin.
Brak komentarzy