Strajk nauczycieli
Od poniedziałku nauczyciele strajkują. Protest jest jak najbardziej potrzebny i słuszny. Obecny strajk to w dużej mierze protest „na życzenie rządu”. Spójrzmy na ostatnie decyzje władz. Tegoroczne (a więc wyborcze) pomysły rządu przelały czarę goryczy w nauczycielach. Czy tylko w nich?
Dziwi mnie, dlaczego wszyscy zwracają uwagę tylko na argumenty płacowe? To negatywnie nastawia część ludzi. Jednak są też postulaty pozafinansowe, o czym mało kto wie.
Spójrzmy szerzej. Sprawa zaczęła się w 2016 roku, kiedy uruchomiono program „500+”. Obecnie rząd ogłosił program „Piątka+”. Granice absurdu zostały przekroczone pomysłem „Świnia+” oraz „Krowa+”. Nie można tego nazwać inaczej, niż kiełbasą wyborczą – dosłownie, bo przecież wieprzowina jest jej niezbędnym składnikiem ;).
Problem jest złożony.
Po pierwsze, wybór pomiędzy PO i PiS jest wyborem dżumą, a cholerą. Na scenie politycznej nie ma alternatywy.
Po drugie, ostatnie kilkanaście lat pokazało, że nasze wybory polityczne opierają się na konflikcie. Jesteśmy tak manipulowani przez polityków, że wybieramy „przeciw” rządzącym, a nie „za ich programem”. Zarówno na szczeblu rządowym, jak i w samorządzie.
Po trzecie PO myślała o sobie, a PiS robi to samo, pod przykrywką troski o wyborców. Opiera się na potrzebnych zmianach, ale wybiera sposoby, które dzielą wyborców. Potrzebujecie dowodów?
Dowód 1. Polityka prorodzinna.
System emerytalny jest bardzo słaby, podobnie jak służba zdrowia, czy właśnie oświata. Spadał przyrost naturalny. Rząd wymyślił program „500+”. Czy zwiększony przez niego przyrost naturalny spowoduje, że więcej osób podejmie pracę i będzie finansować nasze przyszłe emerytury? Nie.
Kiedy wprowadzano „500+”pracowałem w pomocy społecznej. Często obserwowałem ten sam schemat: dziecko po ukończeniu 18 roku życia zgłaszało się w opiece społecznej po pomoc finansową. Często też dziewczyny szybko zachodziły w ciążę i otrzymywały oprócz „500+” zasiłki porodowe i inne formy pomocy. Niestety, w pewnym stopniu „500+” pozwalało na „produkowanie nowych bezrobotnych i nowych klientów pomocy społecznej.
Czy program „500+” pomógł rodzinom? Tak, tym, które były po prostu biedne pomógł wyjść na prostą. Jednak tam, gdzie przyczyną problemów był alkohol, w większości sytuacja się pogarszała, do odebrania dzieci włącznie. Wtedy rosły wydatki państwa: na rodziny zastępcze, placówki opiekuńczo- wychowawcze.
Co ciekawe, przez trzy lata nie pamiętam sytuacji, by komuś zamieniono – dlatego, że pieniądze szły dosłownie na przysłowiowy przelew – świadczenia „500+” na pomoc rzeczową.
Powiązanie ulg prorodzinnych z systemem podatkowym spowodowałoby, że wszyscy zyskaliby na tym równo. Pracujesz: odliczasz od podatku. A tak – przez ówczesne rozwiązanie związane z kryterium dochodowym – premiowane były osoby, które nie pracują. Dochodziło do absurdów, że czasem opłacało się zwolnić, albo pracownik nie chcia;l podwyżki, by zyskać pieniądze na pierwsze dziecko.
Dowód 2. Zaniedbania w sferze pracowniczej.
Kiedy podają do wiadomości nową „najniższą płacę krajową”, powstaje paradoks. Osoba, która pierwszy raz podejmuje pracę, otrzymuje najniższą krajową bez wysługi. Ten, kto przepracował np. dwadzieścia lat też otrzymywał najniższą krajową, ale z wysługą. W tej sposób za podobną pracę młody pracownik otrzymywał wyższą pensję podstawową. Rząd PiS mógł wprowadzić zasadę, że najniższe wynagrodzenie dotyczy wynagrodzenia podstawowego, a staż pracy byłby sprawiedliwie rozliczany.
Ustalenie, że płaca minimalna dotyczy płacy podstawowej, byłoby sprawiedliwe społecznie.
Dowód 3. Rozdawnictwo pieniędzy.
W przypadku „500+” część pieniędzy wraca do budżetu w formie podatków, bo ludzie więcej wydają. Ale czy to trwale zmienia sytuację polskich rodzin? Nie. O tym już pisałem.
Zmieniając system podatkowy, obniżając VAT i podatki dochodowe zyskalibyśmy wszyscy. Gdyby pomoc była związana z ulgami podatkowymi w związku z wychowywaniem dzieci, czy w postaci obniżenia podatków zyskaliby wszyscy pracujący. Powstałby klimat do inwestowania. Obecnie, jeśli ktoś ma „500+”, to pojawiają się trzy możliwości:
- pieniądze idą na podstawowe potrzeby, czasem związane z dziećmi, a czasem ich rodziców,
- osoby lepiej zarabiające odkładają pieniądze na lokaty,
- w skrajnych przypadkach dzieci utrzymują swoich rodziców.
Zmiana systemu podatkowego i stabilność przepisów spowodowałby wzrost wydatków, ale i wpływów do budżetu państwa (VAT, akcyza) i samorządu (podatek dochodowy, płacony w miejscu zamieszkania). Zwiększylibyśmy szanse na wzrost PKD, więcej byłoby pieniędzy „w systemie”.
Dowód 4. System finansowy państwa jest systemem zamkniętym.
Rząd nie zarabia. System finansowy jest co prawda uszczelniany, ale to nadal ten sam kocioł z pieniędzmi, których nikt nie dodrukuje. Potrzebne są zmiany systemowe! Poprzednie rządy PiS, Samoobrony i LPR kojarzą mi się z protestem pielęgniarek i rozpędzonym przez policję białym miasteczkiem. Później były strajki pielęgniarek. Mało kto wie, jak rząd to załatwił.
Pielęgniarki wystrajkowały 1.200 złotych podwyżki przez trzy lata (w transzach po 400 złotych co roku). To jedyna kwota o jaką wzrósł kontrakt w poradniach. Wzrosły koszty badań, usług (pranie, sprzątanie, materiały do drukarek, prąd, wywóz odpadów medycznych, czynsz i inne). Pieniędzy z NFZ na to jest tyle samo. Zwiększyła się kwota za wizytę, ale nie kwota kontraktu z NFZ. To tłumaczy kolejki do specjalisty: za taką samą kwotę przyjmuje się mniej pacjentów. A przecież diagnostyka to także badania, których cen nie ustala NFZ, ale laboratoria.
Dowód 5. Zmiany u władzy opierają się na konflikcie.
Strajk ośmiesza działania rządu i słusznie. Krowa+, świnia+ spowodowały wysyp pomysłów typu rower+, motocykl+. Rząd nie wprowadzając zmian systemowych ośmiesza siebie i chyba obniża swoje szanse w wyborach. Ostatnie rządy PiS to wspomniane protesty pielęgniarek, afera gruntowa, czy afera Beaty Sawickiej. Ostatnie rządy PO to afera taśmowa „U Sowy”. Zmiany rządów dokonują się przez afery!
Podsumowując, strajk nauczycieli jest słuszny, choć krótkoterminowo cierpią na tym dzieci. Pamiętacie choćby „psią grypę”? Zakładając, że był to strajk, czy branie „lewych zwolnień” było bardziej etyczne, niż strajk w czasie egzaminów gimnazjalnych? Za zwolnienia płacił i tak budżet. Teraz za dzień egzaminu chętni otrzymują ponad 400 złotych, czyli kwotę kilku dni pracy nauczyciela. Z pieniędzy – jak słyszałem – samorządów.
Wierzę, że strajk nauczycieli może ruszyć lawinę. Niesprawiedliwego traktowania przez rząd tych, którzy go utrzymują, którzy są odpowiedzialni za dzieci, czyli przyszłość narodu jest wiele.
Ale czy chcemy, umiemy wyciągać wnioski?
Brak komentarzy