Tonujmy nastroje, hamujmy emocje
Kampania samorządowa wchodzi w decydującą fazę. Proszę o opanowanie emocji. Agresja czy chamstwo są niepotrzebne.
Kampania to czas "walki" na argumenty, programy oraz sprawdzanie prawdziwości deklaracji. Obiecać można wszystko, nieco gorzej jest potem z weryfikacją.
Chciałbym wyjaśnić kilka kwestii. W 2018 roku byłem zwolennikiem Piotra Petrykowskiego. Szczerze mówiąc, było mi go żal. Wyraźnie różnił się od Wojciecha Prokockiego. Ten ostatni ulegał emocjom, co było widoczne podczas debaty. Drwił z wykształcenia i braku prawa jazdy kontrkandydata.
Dzięki dobremu szkoleniu z zakresu PR nabył obycia i pewności siebie, panował nad swoimi wypowiedziami. Trening autoprezentacji działa cuda. Wystarczy spojrzeć na debatę: jako jedyny kandydat mieścił się w czasie.
Następnie w Piotrze Petrykowskim zachodziły zmiany. Uważam, że wynikały one z dwóch przyczyn. Krzysztof Nałęcz miał swojego Stanisława, a Piotr Petrykowski – Roberta Pająka. Doradcy również czynią cuda… Drugi powód wynikał z dobrego szkolenia i umiejętności strategicznego myślenia.
Dziura budżetowa w powiecie, czyli brak środków na pensje dla nauczycieli (taki spadek pozostawił ówczesny starosta Wojciech Prokocki), sprawiła, że powiat znalazł się w potrzebie. Brakowało również głosów, aby Zbigniew Nadolny został starostą. Udzielenie pożyczki, poparcie m.in. Roberta Pająka w radzie, udana próba przeciągnięcia na swoją stronę Klubu „Nasze Miasto” stworzyły większą, choć nieoficjalną koalicję w Radzie Miasta i Radzie Powiatu.
Później, mając większość w radzie, nadszedł czas na porządki z opozycją. W poprzedniej kadencji w radzie zasiadało dwóch radnych, którzy mieszkali poza Bartoszycami. Mając większość, wystarczył detektyw, aby pozbyć się lidera opozycji. Jednoczesna reorganizacja w Starostwie pozwoliła na pozyskanie Katarzyny Basak. Wszystko zaczęło się układać.
Mam wrażenie, że kiedy Piotr Petrykowski poczuł się silny, przeważyła choroba władzy: nadmierna pewność siebie...
W kampanii wyborczej w 2018 roku kwestia rewitalizacji była słabym punktem kontrkandydata, jeśli rzeczywiście miał z nią coś wspólnego. Piotr Petrykowski zaczął – oczywiście to moje zdanie – jawić się jako ofiara rzekomego spisku. I na opinii przysłowiowego „biednego żuczka” zyskał. Teraz tego błędu nie można powtórzyć.
Blog, który prowadzę, jest subiektywny, co jest zaznaczone w metryczce od kilku lat. Nie atakuję Piotra Petrykowskiego jako człowieka, ale krytykuję sposób sprawowania przez niego władzy. Skupiam się na faktach, które to potwierdzają.
Zachęcam wszystkich do merytorycznych wypowiedzi. Tylko w ten sposób można doprowadzić do zmian.
dar
Brak komentarzy